Trzeba sobie jasno powiedzieć. że z punktu widzenia rozwoju turystyki w regionie niepożądane są na ulicach dzieci i osoby starsze. Rodzice z dziećmi też wliczają się do tej grupy. Ruch turystyczny napotykając dziecko lub staruszkę na ulicy zwalnia niepotrzebnie i traci motywację do aktywnego wypoczynku.
Może też zdarzyć się potrącenie, zupełnie niesprawiedliwie uważane za winę kierowcy.
Ale dobrze jest, bo nasze gminy dokładają wszelkich starań, by wyżej wymienione osoby turystom jechać nie przeszkadzały, a na takich ułatwieniach korzystają wszyscy, bo przecież odkąd przestał istnieć PKS Żywiec, ruch na ulicach powiatu z roku na rok bardziej się zagęszcza.
Turysta, jadący wypoczywać, ma na przykład bardzo mocną motywację, by po drodze zjeść w znanej karczmie i tamże się jeszcze zdążyć dogłębnie wy ..ać (tzn. wypróżnić), zanim rozpocznie wieczorne biesiadowanie w pensjonacie. Jedzie już długo, a szczęki mu chodzą nerwowo, zwłaszcza odkąd przy wjeździe do Żywca sezonował się nieco w korku, a światła poświęconego kropidłem kościelnym fast foodu pobudziły jego jelita do ruchów perystaltycznych. I kiedy wreszcie przeklinając i plując gumą przez ramię przebija się taki przez wielki korek w blaszanych okładkach z napisem „Żywiec”, chce sobie wynagrodzić stracony czas, dając gaz do dechy.
Mogą go co prawda zwinąć na radar, ale od czego Janosiki, Ryśki, CB Radio i inne wynalazki? Śmieje się więc przez zaciśnięte zęby i dalej do przodu, ile fabryka dała. Szybciej, szybciej, by wreszcie zdążyć na ten chillout, a wtedy dzieci i osoby starsze bardzo są nie po drodze.
Na szczęście nasze samorządy wiedzą co jest ważne, a w tej wiedzy i wyższej świadomości śpiewają unisono z różnymi rzecznikami dróg (choć może powinni nazywać się dróżnikami) i dyrekcji od wszelkiej nie-przejezdności. I to jest prosta wyliczanka.
Po pierwsze – jak najmniej przejść dla pieszych. Przejścia dla pieszych to zmora turysty zmotoryzowanego. Ciągle się ktoś po takich pasach szwenda, a znaki jeszcze grożą, że zaraz wbiegnie dziewczynka z balonem i zwalniać trzeba.
Po drugie – jak już są przejścia, to najlepiej na tym poprzestać, bo większy afront dla kierowcy byłby już naprawdę nie do wytrzymania. Żadnych ograniczeń prędkości, progów zwalniających, żadnych świateł. Żadnych kompromisów z przeszkodami na drodze.
Po trzecie – absolutnie nie należy denerwować kierowców wynalazkami zgniłego zachodu, jakimiś obrzydliwymi obrazkami z dziećmi, które wyświetlają napis „zwolnij” albo „dziękuję”. Jeśli to nie jest fotoradar, to po co dupę zawracać jakimś tanim sentymentalizmem?
Po czwarte – fotoradary są wykluczone – wiadomo, cieszą się złą sławą. I już na sam widok fotoradaru jakiś kierowca może zwolnić zbyt gwałtownie, a wtedy następny zrobi mu garaż z bagażnika, jak i pięciu kolejnych. No i złe skojarzenie z regionem gotowe.
Po piąte – jeśli przejście dla pieszych jest w pobliżu szkoły albo przedszkola, to jest to problem tej placówki, by bachory nauczyć, jak się po pasach chodzi, albo najlepiej nauczyć, żeby nie przechodziły.
Te pięć przykazań ruchu turystycznego należy stosować, ale nie wystarczą one, by turyści na drodze nie zaciskali szczęk i zwieraczy. Znam pewną wieś, która słynie z tak dużej liczby znaków „droga z pierwszeństwem przejazdu”, że nawet pisali o tym w ogólnopolskich mediach.
Szybkość turysty jest bowiem najważniejsza, a dzieci i starców trzeba pilnować, najlepiej zaś nie wypuszczać z domu.
Autor: VAM