Czas płynie w stronę jesieni, a nawet nie tyle płynie, co wykonuje dużo małych podskoków, w rytm nerwowych sekundników pod mankietami. Ręka poci się pod bransoletą, palce miarowo zaciskają się i prostują. Kartki przemówień, planów ataku i obrony są wertowane tam i sam.
Nie ma wątpliwości, że wszyscy przygotowują się do wyborczego natarcia, a mianowicie do tego by przekręcać, ubarwiać, wyolbrzymiać, umniejszać, gmatwać, planować strategiczne faule i stałe elementy gry.
Można mieć wrażenie, że te wielkie przygotowania do brutalnych starć każdego zawodnika, wymierzone są przede wszystkim w kontrkandydatów i w pewnym sensie tak jest, ale wszyscy mamy świadomość, że chodzi przede wszystkim o zmanipulowanie nas, wyborców, jak najbardziej skuteczne i bezpardonowe.
Dlatego, mając jako przeciwników ludzi, którzy mają zamiar wyprać nam mózgi, nie możemy wychodzić na miasto nieuzbrojeni, z naiwną wiarą, że dowiemy się czegoś ważnego, o tym jak było dobrze, lub źle, albo jak teraz będzie dobrze. Musimy się trzymać na baczności i na wszelki wypadek zakładać, że oni wszyscy będą kłamać - nawet jeśli to nieprawda i znajdzie się gdzieś komunikat z serca prosto w serce, będzie on wyjątkiem od reguły. Nie odwrotnie.
Oto kilka podpowiedzi, jak nie dać się całkiem wyprowadzić w pole.
Po pierwsze, naiwnym podejściem jest patrzenie na to, czego obecnym rządzącym nie udało się zrobić, choć obiecali. Jasne, z pozoru wydaje się to oczywista linia ataku, nie tylko jesteśmy z nią sercem, ale skrzętnie wykorzystają ją (wyolbrzymiając gdzie się da) przeciwnicy. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że w sztabach wyborczych od dawna ćwiczone są teatralne gesty i miny, których nie powstydziłby się najlepszy śpiewak operowy, czy aktor kina niemego. Do znudzenia powtarzane są gładkie zdania o niezależnych od zainteresowanego przyczynach niemożności. Plecy specjalistów zginają się miarowo nad pulpitami, gdzie pisane są całe sekwencje zdań, jak obrócić każdy kamień tak by wpadł w ogródek przeciwnika.
Proponuję zrobić inaczej, choć to z pozoru trudniejsze - należy się przyjrzeć uważniej oczywistym sukcesom. Na sukcesy bowiem można patrzeć pod różnym kątem.
Po pierwsze, czy odtrąbiony hałaśliwie i zajeżdżany propagandowo sukces naprawdę nim był dla ludzi, poza tym że ktoś mógł w błysku fleszy przecinać wstęgę, a ktoś inny za sute wynagrodzenie mógł pokropić to wodą? Co dzieje się z otwieranymi z pompą ścieżkami rowerowymi, budynkami, deptakami? Czy w rok, dwa, trzy po otwarciu, nie są przypadkiem zamknięte na cztery spusty, nieczynne, wyblakłe? Czy naprawdę śłużą mieszkańcom albo turystom, tak dobrze, jak wynikało to ze sprzyjających mediów? Czy wyglądają, choć po części tak ładnie, jak śmiałe marzeniami wizualizacje?
Po drugie, czy sukces, który nastąpił i został odtrąbiony z pełną wrzawą, naprawdę był sukcesem tego, który się nim chwali, który przez każdą tubę propagandową krzyczy na nas, że oto urodził mu się syn, mimo, że jest to syn wielu ojców i nie wiemy czy ten, który najbardziej krzyczy, nie jest jak krowa, co dużo ryczy? Czy w liście osiągnięć, nie podkradziono czegoś komuś, kto naprawdę wykonał robotę? Bo skoro nawet taki Morawiecki, w kraju pomników Lecha Kaczyńskiego, może występować na memach, jako pierwszy płaz, nie bez powodu, to czy w skali gminy, miasta i powiatu, ktoś czegoś sobie za mocno nie naciągnie?
I na koniec, przyjrzyjmy się sukcesom, deklarowanym przez wszystkich obecnych i pretendujących, jak wyglądały zanim ogłoszono huczne zwycięstwo. Jak wyglądał proces? Jak rozwiązywano problemy, które pojawiły się w trakcie?
Metody te można zastosować zarówno do oceny działań obecnych rządzących, jak i licznych kandydatów do objęcia ich tronów. Każdy będzie bowiem chciał udowodnić, że zrobił wszystko super, podczas gdy inni, mając większe niekiedy możliwości, nie zrobili nic.
Poza oceną przeszłości każdego pretendenta, należy też przyjrzeć się obiecankom, nie dać się zwieść śmiałym wizualizacjom, okrągłym zdaniom, wielkim intencjom. Pewnie po raz kolejny usłyszymy jak pięknie będzie nad Jeziorem Żywieckim oddychać czystym powietrzem w zimie, o pięknych projektach transgranicznych, o strategiach na 100 lat do przodu. Ale to łatwizna, każdy potrafi mieć fajne marzenie, zwłaszcza gdy jest ono głównie mokrym snem o dużej władzy, a potem o godnym przejściu do historii. Warto drążyć i sprawdzić ze trzy razy, czy kandydat gra na Was, czy jednak, jak zwykle, na siebie.
Autor: VAM